SKRAWEK RAJU NA ZIEMI- RAILAY BEACH
- Gdzie jedziesz?
- Do Tajlandii? Ale tam już wszyscy byli!
- No ale ja nie byłam!
Wydawać by się mogło, że Tajlandia to takie miejsce, które ostatnimi czasy cieszy się ogromną popularnością. Nic dziwnego, kiedy to jeden z najprostszych kierunków w Azji. Zorganizować wycieczkę tutaj to żaden problem i to do tego stopnia, że ogarniesz większość nawet bez znajomości języka. Tajowie dosłownie prowadzą cię za rękę- w końcu z tego żyją i robią to od lat. Tutaj jeździ się bez biur podróży, uwierzcie! A jeśli nie wierzycie, to może uda mi się was przekonać, a w poście
znajdziecie też nieco praktycznych wskazówek, bo wiem, że takie informacje są na wagę złota!
Kiedy planowałam tegoroczny wypad często słyszałam określenie: "Aaaa bo tam już wszyscy byli", "Aaaaa bo to taki oklepany kierunek", "Aaaaa rzygać się chce, tylko ta Tajlandia i Tajlandia". Może lepiej wybrać Bali? Albo Wietnam?
A może puknąć się w czoło i przestać słuchać innych?
Na szczęście należę do osób, które lubią robić coś na przekór- kiedy inni mówią nie, a ja nastawiam się jeszcze bardziej na tak. Całe szczęście! Bo ta przereklamowana Tajlandia może i innym się juz przejadła, ale mnie złapała za serce. Co więcej, mam zamiar wrócić po więcej!
Już w pierwszym dniu pobytu wiedziałam, że znalazłam swój mały skrawek na ziemi. Podczas naszego pobytu odwiedziliśmy wiele miejsc, ale to właśnie Railay Beach z całym swoim, nieco jamajskim klimatem przypadła nam do gustu najbardziej. Plaża ta znajduje się na Krabi, jednej z prowincji południowej Tajlandii. To tutaj rozpoczęliśmy cały urlop. Na miejsce dostaliśmy się liniami Qatar Airways, na miejscu udaliśmy się busem prosto do Ao Nang, gdzie wsiedliśmy na łódkę i popłynęliśmy na samą Railay- dostać można się tu tylko od strony morza. Bus z lotniska do portu kosztował nas 100bath/os a sam przejazd zajął nam jakieś 40 minut. Kolejne 15 zajęło nam przepłynięcie łódką.
Charakterystyczna, długorufowa łódź zabrała nas na zachodnią część Railay. To tutaj mieści się większość knajpek i kilka hoteli. My natomiast spacerkiem udaliśmy się na drugą stronę, gdzie znajdował się nasz hotel. Dla mnie ta część była zdecydowanie bardziej spokojna i rajska- to tu znalazłam swoje miejsce na ziemi i jestem pewna, że właśnie tu przyjdzie mi jeszcze kiedyś powrócić :)
Jeśli szukacie miejsca do wypoczynku ten rejon sprawdzi się dla was idealnie. Tu można ot tak po prostu leżeć i rozpieszczać oczy pięknymi widokami, ale poszukiwacze wrażeń czy chętni na wieczorny wypad również znajdą coś dla siebie. Trzeba tylko przespacerować się w odpowiedni zakątek.
Railay West to najszersza plaża z czterech dostępnych, otoczona wapiennymi klifami. To tutejsze widoki często królują na pocztówkach. Okoliczne namorzyny, leniwy klimat... idealny dla mnie :) W poprzednim wcieleniu z pewnością biegałam po tutejszych plażach.
![]() |
Wiem, że tyłek niekształtny, ale już dawno przestałam się tym przejmować :) |
Railay słynie również z idealnych miejsc na wspinaczkę. Choć sami nie należymy do tej grupy osób, to trzeba przyznać, że mijaliśmy ich tutaj dosyć sporo. Na miejscu można wypożyczyć potrzebny sprzęt lub zakupić wspinaczkę z instruktorem. Ceny takich wypraw zaczynały się od 1000 bath. Takich miejsc jest tutaj sporo, więc jeśli jesteście rządni adrenaliny to z pewnością znajdziecie coś dla siebie.
My, jak na typowych spacerowiczów przystało, udaliśmy się w okolicę wspomnianych wspinaczek, ale zakończyliśmy trekking "nieco" niżej. Wystarczyło nam to, by poobcować z tutejszą roślinnością czy spotkać wszędobylskie małpy. Tym razem wydawały się być bardziej zajęte sobą niż nami. Dzięki Bogu! Ale do tematu małp jeszcze wrócimy przy okazji innego wpisu.
![]() |
Obowiązkowy punkt zdjęć- charakterystyczne łódki |
Jeśli będzie wam dane znaleźć się w tej okolicy to koniecznie przespacerujcie się kolejną plażę-Phra Nang. Dostaniecie się na nią przechodząc tuż obok ośrodka Rayavadee, najdroższego w regionie zresztą! Na miejscu znajdziecie prawdziwy skarb, jaskinię księżniczki Phra Nang w której mieści się mnóstwo drewnianych... penisów! Tak, dobrze przeczytaliście!
Według miejscowych legend wspomniana księżniczka utonęła w wodach tutejszej zatoki, a miejscowi rybacy w ten wyjątkowy sposób proszą o udane połowy.
![]() |
Wśród takiej ilości penisów można czuć się dziwnie, ale dla Tajów to wciąż miejsce kultu |
Jedyną rzeczą na którą zabrakło nam tutaj czasu był słynny punkt widokowy i ukryta laguna, którą polecam wszystkim spragnionym pięknych widoków. A jeśli nie wybieracie się stąd już na inne wyspy to zróbcie to koniecznie! Zalecam jednak zaopatrzyć się w wygodne obuwie bo początek trasy nie wygląda zbyt zachęcająco. Jeśli spytacie czy Panie w japonkach dały radę to was zaskoczę-dały, ale wy raczej nie chcecie tego próbować ;)
Gdzie nocować? Sami wybraliśmy noclegi w Railay Bay Resort & Spa, gdzie wynajęliśmy prywatny domek z zewnętrzną wanną i tarasem, ale osobiście uważam, że większość tutejszych hoteli spełni wasze oczekiwania.
Standardowo rezerwacji dokonywaliśmy na Bookingu. O tym jak zrobić to w najlepszej ofercie cenowej mówiłam na swoim kanale Youtube, na który serdecznie was zapraszam. Filmik z Krabi również się tam pojawi!
Jeśli jesteście w rejonie i wykupiliście lokalną wycieczkę to jest duża szansa, że zatrzymacie się tutaj na chwilę. Możecie również podpłynąć tutaj z Ao Nang (jakieś 100bathów), ja natomiast proponuję Wam tutaj zostać, chociaż na noc. Byliśmy w okresie, w którym los zesłał nam (chyba na pocieszenie) brak turystów, dzięki czemu mogliśmy się cieszyć Railay bez tłumów, natomiast jestem w stanie wyobrazić sobie, jak wygląda tutejszy rejon w normalnych warunkach. Tym bardziej uważam, że powinniście zobaczyć Raily w momencie, gdy turyści łódkami odpływają do swoich miejsc, a wam zostaje cieszyć się okolicą.
To właśnie na Railay zjedliśmy swój najdroższy obiad, bo... nie wiedzieliśmy, że można jeszcze taniej! Byliśmy świeżo po zakwaterowaniu, chcieliśmy po prostu coś zjeść, a ceny nie były jakieś zabójcze, powiedziałabym, że i tak sporo taniej niż nad polskim morzem. Dopiero później nauczyliśmy się, że rozsądna cena za pad thai'a to 50-80 bathów, a nie 200! Trzeba jednak przyznać, że tutejszy rejon był jednym z droższych, choć wszystko do przeżycia. Za godzinny masaż nóg (plus gratisy) zapłaciliśmy 300 bathów. Najdrożej wychodził oczywiście alkohol, koszt samego piwa wahał się w graniach 100-120 bathów.
Czy wrócę? Zdecydowanie! Jeszcze mam trochę zaległości do nadrobienia ;) Póki co przyszło nam spakować walizki i udać się w dalszą część podróży, do miejsca gdzie zobaczyliśmy najpiękniejszy kolor wody. Kto zgadnie jaką wyspę mam na myśli?
Do zobaczenia!
0 komentarzy
Spodobał Ci się blog? Dodaj go do swoich ulubionych i odwiedź nasz fanpage na Facebooku :)