Mój mały koniec świata

by - 11:43:00


Wprawdzie koniec świata zapowiadają dopiero jutro, ale mnie już dziś pękło serducho. A zaczęło się tak niewinnie....


To będzie smutna notka, bo i we mnie dziś wiele smutku.... pustki.....

Jako, że niedawno udało się nam jako tako zakończyć remont w łazience, zabraliśmy się za generalne sprzątanie. Tak było i przedwczoraj. Oboje byliśmy pochłonięci wszelkim myciem, układaniem, wyrzucaniem, itp. Nasz kochany emeryt leżał sobie na nowej, wielgachnej poduszce, którą zresztą dostał w tym samym dniu. Spał słodko, zwinięty w kłębek, jak to u niego. Wcześniej normalnie się ze mną przywitałeś, mruczałeś "też chcę" kiedy jadłam obiad.

Ale kiedy się obudził, zaczął wymiotować wszystkim, co zjadł w ostatnich dniach. Nagle ze skaczącego ( i to jak, patrząc na jego wiek) jamnika, mieliśmy przed sobą małego, podkulonego psiaka, któremu nie wiadomo co się działo. Szybki telefon do weterynarza i nocna wycieczka.

Tam pytanie: usypiamy czy leczymy? Baliśmy się, że to znowu problemy z kręgosłupem, które w przypadku  jamnika są dosyć częste i groźne. Postanowiliśmy leczyć, weterynarz podał  kilka zastrzyków, a następnego dnia mieliśmy się zjawić na badania.

Wróciliśmy przed północą. Zastrzyki trochę pomogły.  Potrafił nawet już wstać i przyjść prosić się o coś dobrego do zjedzenia. Ale tej nocy nikt z nas nie przespał. Wieczne wymioty, biegunka....

Dzień w pracy był straszny, ktokolwiek mnie widział, myślał, ze jestem poważnie chora.  A ja nie potrafiłam już prowadzić nawet samochodu.... nie widziałam nic......  Wróciłam z pracy, zadzwoniliśmy do weta, podaliśmy objawy i kazał przygotować się na najgorsze.

Jechaliśmy do niego jak na skazanie. I chociaż nie chciałam zamartwiać Filipka swoim płaczem i dodatkowo go stresować nie umiałam się powstrzymać.... Jak mam patrzeć na to, jak będzie tam leżał na moich kolanach, w gabinecie, którego nie cierpiał, zestresowany tym, że nie jest w domu na swojej podusi...  Może i miało mu ulżyć, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, co mógł czuć znajdując się w takim miejscu...  nie potrafiłam też znieść tego, że nie ma możliwości spróbowania jeszcze czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc. Rok temu, kiedy tez wydawało się, że jest z nim bardzo źle, a doskwierał mu dość poważnie kręgosłup, udało się nam go odratować. I był z nami rok, cały okrągły rok.... co z tego, że sikał przy każdej okazji, co z tego, ze budził w nocy, bo on chce na dwór.... był mimo wszystkim takim radosnym psiakiem...


.... ale przyjechaliśmy do weta, ten go posprawdzał, pooglądał i stwierdził, ze Filip wygląda znacznie lepiej i możemy jeszcze coś próbować działać. Pobrał więc krew, dał kroplówkę....  jak wsiadłam do auta ze słodkościami, które dostałam od babci, ożywił się, chciał na mnie wejść... jak stary, dobry Filip. Naprawdę mieliśmy nadzieję. Położyliśmy się spać... my w łóżku a on na swojej podusi. Normalnie już dawno spałby w naszych nogach. Nie minęła chwila, kiedy z pokoju dobiegło tuptanie...gdzieś chodził, szukał.... w końcu przydreptał do nas. Ale nie wskoczył jak zwykle pod kołdrę. On już nie wiedział co się z nim dzieje... głowę przytulił do regału myśląc może, że to moja ręka. Dopiero gdy go przysunęłam do łóżka złapał ze mną jakiś kontakt. Przeniosłam poduchę na drugą stronę łóżka i leżałam głaskając go jednocześnie. I tak sobie siedziała ta moja mordka. Gdy zauważyłam, że główka mu opada, chce spać, wzięłam go do siebie. Tak jak lubiał....

I leżeliśmy tak obok siebie patrząc sobie w oczy...To go podrapałam za uszkiem, to zaś trzymałam za łapkę... leżeliśmy chyba tak z godzinę... Gdzieś w sercu czułam, że tak się właśnie żegnamy. Pocałowałam go kilka razy w nosek, z oczu popłynęły łzy... a on na moment zasypiał, a chwilę potem budził się lekko drżąc... pomruczał, zmienił troszkę ułożenie i tak zasnęliśmy przytuleni....

O 4.00 Arek wstał do pracy... ubrał się i przyszedł do Filipka... W śnie słyszałam jak woła "Filip, Filipek", w końcu podszedł do niego i zaczął głaskać... i w końcu "Filipek nie rób mi tego"

Te słowa podziałały na mnie jak zimny prysznic... szybko wstałam, zapaliłam światło..

A on sobie tak leżał.... leżał obok mnie ....  wyłożony na całej długości, jak to zwykle u niego...leżał z tymi smutnymi...otwartymi oczkami...   już bez oddechu.....choć jeszcze ciepły.... umarł niedawno....

Nie wyobrażacie sobie tego, co w tej chwili poczułam, płacz, histeria.... ale nie mogłam mu już w żaden sposób pomóc. Zawinęliśmy go w kocyk, Arek musiał już wyjść do pracy , a ja już tak siedziałam... wlepiona w tą małą, wychudzoną kulkę pod kocykiem....


Cieszę się Filipku, że cię już nic nie boli..... nie będzie problemu z sikaniem, nie będzie problemu z chodzeniem.... już się nie męczysz....

Zasnąłeś tak, jak lubiłeś. Z nami, razem w łóżku. Z niego nigdy nie szło cię wygonić.  Wiem, że ból kiedyś minie, ale dziś jest mi tak ciężko... tak bardzo ciężko...

I jakie to mają być święta? No jakie? Już ostatnio było mi cię żal, bo przy tym całym remoncie nie miałeś takiego spokoju jak zwykle. Tak sobie myślałam, że w święta to sobie wszystko nadrobimy, będziemy leżeć sobie całymi dniami....

Już nie wyszłam dzisiaj z tobą na podwórko, nie słyszałam tego twojego tuptania i mruczenia "daj mi coś z tej lodówki"......  Pozostały po tobie miski z niezjedzonym pokarmem, twoje stare i nowe posłanko, na którym nie zdążyłeś się wyspać.... smycz na garderobie....


..... i ogromna pustka w domu. To ty byłeś naszym małym pocieszeniem po ciężkim dniu w pracy.



Tak bardzo cię kochałam przyjacielu. Już zawsze zostaniesz w moim sercu...

You May Also Like

3 komentarzy

  1. Przykro BARDZO :( ALe tak jak mówiłaś, to była najlepsza opcja z mozliwych - zasnąć ze swoimi. Będzie ciężko trochę odwyknąć od tuptania, ale kto wie :) Może w ten weekend ktoś skradnie na nowo twoje serducho ;) choć pewnie wcale teraz o tym nie myślisz. Trzym sie ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi:((( Ciężko coś sensownego napisać:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalnie łzy spłynely mi po policzkach po przeczytaniu tej historii ;((( to okropne uczucie kiedy odchodzi maly przyjaciel... wspolczuje Olu :'* z czasem bedzie ci lzej.. Nie wiem jak moge cie pocieszyc. Piekne jest jednak to, ze po odejsciu kogos kogo kochalismy zostaja w nas wspomnienia, ktore bedziemy trzymac w sercu do konca zycia.
    Ewelina J.

    OdpowiedzUsuń



Spodobał Ci się blog? Dodaj go do swoich ulubionych i odwiedź nasz fanpage na Facebooku :)