MY FIRST 7 JOBS- czyli gdzie miałam okazję pracować

by - 15:06:00



fot. Adrian Jędrkowiak

Spotkaliście się z hasztagiem #myfirst7jobs? Idea polega na tym, by opowiedzieć o swojej drodze do miejsca, w którym obecnie się znajdujemy. Często okazuje się, że obecni menagerowie, dyrektorzy czy inni wysoko postawieni pracownicy zaczynali niegdyś np. od roznoszenia ulotek czy pracy w barze.  Ma to na celu pokazać nam jak ważna jest każda praca jaką wykonujemy, nie ważne czy ta dorywcza czy ta z wysoką pensją- każda z nich to pewne doświadczenie, które odpowiednio wykorzystane, zaprocentuje w przyszłości. Tylko od ciebie zależy co z tym zrobisz, powodzenia! :)


KOMU, KOMU, BO IDĘ DO DOMU!

Swoje pierwsze "prawdziwe" pieniądze zarobiłam jeszcze w czasach liceum, kiedy od czasu do czasu miałam okazję pracować jako hostessa. Nie były to jakieś szczególnie wielkie pieniądze, ale dla ucznia liceum był to dość spory zastrzyk gotówki, za coś w końcu trzeba było móc imprezować :) Zdarzało mi się pracować w sklepie, galeriach czy na stacji paliw. Pamiętam, że w tamtym czasie najwięcej dostawało się za promocje pewnej znanej marki piwa czy słynnego, czarnego napoju gazowanego. Z czasem wymyśliłam sobie, że przecież po szkole czy w weekendy mogłabym dorabiać sobie na kasie w markecie i zaliczyłam nawet szybki kurs kasy fiskalnej, ale gdy poproszono mnie, bym usiadła i uczyła się wszystkiego na dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia, podziękowałam za współpracę i nigdy już nie wróciłam :)

SRAJFONY, TELEFONY I INTERNET BEZPRZEWODOWY

Pamiętam, że zaraz po odebraniu wynik matur, postanowiłam złożyć dokumenty na studia zaoczne i rozpocząć pracę na cały etat. Jakoś tak w tamtym okresie wydawało mi się to bardzo dojrzałe i nie wyobrażałam sobie opcji spędzenia kolejnych lat głównie na nauce i ewentualnych pracach dorywczych. Ale byłam naiwna ;) To jest jedna z tych decyzji, nad którymi pewne jeszcze raz bym się zastanowiła- fakt, zdobyłam przez ten czas masę doświadczenia... ale dajmy sobie żyć- napracujemy się do końca życia! :)
Z tą maturą w ręku wydawało mi się, że generalnie wszystko mogę i cały świat stoi przede mną otworem. Po klasie humanistycznej o nachyleniu prawno-dziennikarskim wymyśliłam sobie pracę w lokalnym portalu internetowym/gazecie. Pracę dostałam, ale nie chciałam się zgodzić na dwumiesięczny BEZPŁATNY okres próbny. Miło się pożegnaliśmy i dzisiaj dziękuję sobie w duchu, że trzymałam się i nadal trzymam się od nich z daleka. Wydrukowałam  więc kilka cv, przespacerowałam się po mieście wchodząc do miejsc, które wydawały mi się interesujące. Poświęciłam na to jeden dzień, rozniosłam jakieś 10 cv, a na drugi dzień dostałam propozycję pracy z trzech miejsc.  Ostatecznie padło na operatora telefonii komórkowej. Dobrze się tutaj odnajdowałam i mimo całej tej chorej otoczki towarzyszącej pracy w tego typu miejscach, byłam to w stanie przetrawić. Było mi o tyle łatwo, że zawsze interesowałam się wszelkimi nowinkami technicznymi, przy okazji lubiłam też rozmawiać z ludźmi, a to jest podstawą pracy każdego konsultanta. Przeżyłam miliony szkoleń, audytów i tajemniczych klientów. I choć dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, to kiedyś pewnej osobie udało się mnie zwabić do tej pracy ponownie. Dzisiaj wiem, że wołami mnie już tutaj nie zaciągną :) To była niezła lekcja i masa różnych doświadczeń, dzięki którym pewnych rzeczy już się w pracy nie boję i wiem jak w konkretnych sytuacjach już się zachować, ale zdecydowanie odradzam ją mniej silnym osobom.

fot. Adrian Jędrkowiak

PANI Z SEKRETARIATU

 Po przygodach jako konsultant, wylądowałam w sekretariacie pewnej szkoły policealnej. Tutaj pracowało mi się bardzo dobrze, mieliśmy dobrą, zgraną ekipę, a wszelkie audyty czy plany sprzedaży wydawały się być mniej strasznie. Zajmowałam się pozyskiwaniem nowych słuchaczy, całą obsługą biura czy tzw. sprawami dydaktycznymi dotyczącymi podstaw programowych czy dzienników. Nie było łatwo, bo byliśmy nową  placówką w mieście, ale siłą rzeczy dawaliśmy radę. Pewnie zostałabym tam dłużej, gdyby nie najlepsze warunki finansowe czy odwieczny problem pracy raz na etacie, raz na umowę zlecenie. To właśnie stąd wyrwała mnie moja przyszła szefowa, i w ten sposób trafiłam z powrotem do sieci komórkowej.


PANI ASYSTENT ZARZĄDU

Taaaak, brzmiało to dumnie, ale pod piękną nazwą kryła się generalnie  praca jako pani "od wszystkiego". Jednego dnia przyjmowałam klientów w biurze, innego dnia wykonywałam do nich telefony, a jeszcze innego wypisywałam 1000 adresów do wysyłki. Nad sobą miałam dwóch przełożonych, każdy z nich był zupełnie inny i każdy wymagał innej "instrukcji obsługi", ale lubiłam tam pracować. Wiedziałam jednak, że to praca na pewien czas i po dwóch latach trafiłam do miejsca, w którym obecnie pracuję.


SPRZEDAWCA MARZEŃ

Z tym kojarzy mi się moja obecna praca, bo jak nazwać wspólne poszukiwania wymarzonych domów i mieszkań. Dla każdego klienta zakup nowego mieszkania to wielkie wydarzenie i każdy ma z nim związane pewne oczekiwania i nadzieje. Nie każdy dom czy mieszkanie na wstępie wygląda tak jak sobie wyobrażaliśmy, czasami wymaga niezłej wyobraźni bo przy małym remoncie nieciekawa oferta okazuje się być strzałem w same sedno. Miło jest mi brać udział w tych poszukiwaniach, a że lubię rozmawiać z ludźmi to sama przyjemność!



A jak wygląda wasza droga do miejsca, w którym obecnie jesteście? Macie zamiar w nim pozostać, czy planujecie rozwijać się dalej? Gdzie widzicie się za parę lat? Jestem ciekawa waszych odpowiedzi :)






You May Also Like

4 komentarzy

  1. Olciaaaaaa pamiętasz, jak adresowałyśmy koperty? :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem na humanie o nachyleniu psychologiczny, chociaż nie wiem czy to chcę robić w życiu. Zastanawiałam się też nad pośrednikiem obrotu nieruchomościami, a podobno na początku wystarczą kursy ;)
    Mój blog
    Kanał na YT

    OdpowiedzUsuń



Spodobał Ci się blog? Dodaj go do swoich ulubionych i odwiedź nasz fanpage na Facebooku :)