AUTEM PO ZAKYNTHOS: ZOBACZ SŁYNNĄ ZATOKĘ WRAKU

by - 22:39:00




Dziś zabieram was na całodniową wyprawę po Zakynthos. Być na tej wyspie i jej nie zwiedzić? No way! Jeśli lubicie zorganizowane wypady z polskim przewodnikiem, polecam biuro Zante Magic Tours. Ceny wycieczek zaczynają się już od 35 euro za osobę i są dużo ciekawsze od tych, oferowanych u rezydenta. Jeśli jednak tak jak ja, wolicie zrobić to na własną rękę, to koniecznie zaopatrzcie się w samochód, nawigację i pełną baterię w aparacie! Na miejscu znajdziecie mnóstwo lokalnych wypożyczalni, cena najtańszych samochodów zaczynała się już od 40 euro. My swoje auto wypożyczyliśmy za pośrednictwem wspomnianego biura.


Swoją podróż rozpoczęliśmy po 10.00 (zdecydowanie za późno!) kierując się na zachód od naszej miejscowości, jadąc na przylądek Keri. Tutaj zatrzymujemy się przy dwóch punktach widokowych. Warto wspomnieć, ze jeden z nich mieści się na terenie prywatnej tawerny i przeznaczony jest dla ich gości. Z drugiej strony by tym klientem zostać, wystarczy zrobić sobie mały przystanek i wypić filiżankę kawy, co też sami zrobiliśmy.




Tutaj też macie okazję zobaczyć największą grecką flagę na świecie, nam było dane zobaczyć sam maszt, prawdopodobnie flaga została zwinięta na czas ostatnich pożarów.





Jeśli jesteście miłośnikami czterech kółek to na wstępie od razu was zasmucę, bo Zakynthos to nei miejsce na drogowe szaleństwa. Choć sama wyspa długa jest na jakieś 40 km, to ilość serpentyn i fakt, że drogi są tu wąskie jak cholera sprawia, że kierowcy rzadko wrzucają czwarty bieg. Ma to też swoje zalety, sama nie mogłam napatrzeć się na okoliczne tawerny i miasteczka. Samochód daje tą przewagę, że możemy  zatrzymać się praktycznie w każdym miejscu.


Co zszokowało nas na miejscu? Jakieś dwa tygodnie przed naszym wyjazdem dowiedzieliśmy się, że Zakynthos opanowały liczne pożary, które ostatecznie ugaszono na kilka dni przed wylotem. Pożary opanowały głównie północ, przez co nie widzieliśmy skali zniszczeń w otoczeniu naszego hotelu. Przemierzając kolejne, doszczętnie spalone miejsca nie mogliśmy pojąć, jak wiele miejsc zostało zniszczonych i jak wiele czasu natura będzie potrzebować, by móc się na nowo zregenerować.  Do dzisiaj pamiętam unoszący się w powietrzu zapach spalenizny.Wierzcie mi, ten widok był na prawdę bardzo smutny!


Po krótkiej przejażdżce dojechaliśmy do kolejnego miejsca naszego przestanku- Porto Roxi. To miejsce uwielbiane przez amatorów skoków do wody. Można to robić na wybudowanej w tym celu kładce. Woda jest tutaj spokojna i bardzo czysta.







Po krótkiej wizycie udaliśmy się nieco dalej. Kolejna zatoka to miejsce już nieco bardziej skomercjalizowane, widać to chociażby po ilości przybywających samochodów. Jak w wielu miejscach również i tu mamy do dyspozycji miejscową tawernę z bardzo dobrym jedzeniem, turyście mogą skorzystać również z leżaków czy parasolów. Do wody nie da się wejść z plaży, więc i tutaj nie brakuje amatorów skoków do wody czy miłośników snurkowania. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej.







Obowiązkowym punktem każdej wycieczki na Zakynthos jest tzw. Zatoka Wraku. Większość wycieczek przypływa tutaj ok. popołudnia, wtedy też plaża jest najbardziej zapełniona. Dotrzeć można tutaj ruszając z kilku okolicznych portów, my zdecydowaliśmy się podjechać Porto Vromi. Co ciekawe, port dzieli jeden klif, wybierając jedną z dróg możemy dostać się tutaj z jednej, albo drugiej strony, a drogi nie stykają się ze sobą. Bez względu jednak na to, jaką opcję wybierzecie, na pewno nie ominą was atrakcje związane z samym zjazdem w dół. Wąska i do tego bardzo kręta droga, została zbudowana praktycznie na skraju klifu, przy czym nie uświadczysz w tym miejscu ani jednej barierki. Mimo wcześniejszej przeprawy po greckich drogach to miejsce zdecydowanie zrobiło na nas największe wrażenie. Na pocieszenie dodam, że strach rekompensują nam niesamowite widoki przy zjeździe :)



Koszt wycieczki na słyną zatokę i błękitne groty to koszt 20 euro na osobę. Kupiliśmy bilety, zaczekaliśmy an określoną godzinę... i wyruszyliśmy do głównego celu naszej wycieczki. Znaleźć się na tej plaży było jednym z moich małych marzeń- być tutaj i zobaczyć to na żywo, chyba nie muszę przekonywać, że cieszyłam się jak dziecko?




Shipwreck to zdecydowanie największa wizytówka tej wyspy i samej Grecji, przez wielu uznawaną jest za jedną z najpiękniejszych plaż świata. Swą nazwę zawdzięcza wrakowi statku, który należał do przemytników papierosów i  rzekomo rozbił się w tym miejscu. Prawdopodobnie statek rozbił się niedaleko, a ktoś chcący pozbyć się dodatkowych kosztów postanowił umieścić go na najbliższej plaży, nieświadomie tworząc największą atrakcję okolicy. Jeszcze inni wierzą, że wrak został tu umieszczony przez władze specjalnie, chcąc stworzyć miejsce, które przyciągnie turystów. 


Na plażę można dostać się tylko od strony morza, przejazdy tutaj organizowane sa praktycznie z każdego portu na wyspie. Jeśli zamierzacie się tutaj wybrać, koniecznie zaopatrzcie się w z buty do wody lub klapki. Wbrew temu co się wydaje, tutejsza plaża jest żwirowo-kamienista, a chodzenie na bosaka może sprawiać problemy. Nie próbujcie, przetestowałam :)





Podobno zapisanie swojego imienia na jednym z tutejszych kamieni ma sprawić, że wrócimy do tego miejsca. Nie wiem czy to się liczy, ale ja po prostu jeden kamyk zabrałam ze sobą :)




Plaża w tym miejscu jest niesamowita: otoczeni 300-metrowymi klifami kąpiemy się w wodzie, której kolor wygląda tak, jakby majstrował tu ktoś z pomocą Photoshopa. Nie bójcie się tutaj przyjechać w późniejszych godzinach, wówczas będziecie mieć plażę tylko dla siebie!




W drodze powrotnej podpłynęliśmy pod okoliczne blue caves, jedne z wielu, które możemy tutaj spotkać. Zaliczyliśmy również krótką przerwę na kąpiel i snurkowanie. Dodam też, że jeśli chcecie zobaczyć te z najpopularniejszych z grot, musicie swój rejs rozpocząć z Agios Nikolaos lub ze Skinari.





Po niespełna dwugodzinnym rejsie postanowiliśmy się udać się nieco wyżej, by ponownie podziwiać słynną zatokę.  Co innego widzieć to miejsce na dola, a co innego stać tu, 300 metrów wyżej i podziwiać ten niesamowity widok! Rzeczywiście zatoka z tej wysokości zapiera dech w piersiach. Zbudowano tu małą, niezbyt ciekawą platformę widokową, większość osób zostawia ją jednak w tyle i udaje się na koniec klifu, w miejsce znane wam z widokówek. To tutaj robi się wszystkie zdjęcia zatoki. Niestety miejsce w żaden sposób nie jest zabezpieczone, a na wejściu umieszczono jedynie informację, by nie podchodzić na skraj wapiennego klifu. Oczywiście rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej i nie brakuje tu śmiałków chcących uchwycić jak najpiękniejsze ujęcie. Niestety, część z nich przepłaciło to życiem. Jedną z ostatnich ofiar została młoda amerykanka, która straciła równowagę podczas robienia sobie selfie...


Dla mnie to zdecydowanie jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie, choć nie będę ukrywać, że sama wysokość i brak zabezpieczeń kompletnie mnie pokonała. Miałam zawroty głowy, robiło mi się słabo i za żadne pieniądze świata nie byłam w stanie wykonać pamiątkowego zdjęcia. To co widzicie poniżej, to skraj skrajów moich możliwości :) 



Na zakończenie wrażeń postanowiliśmy się udać na najbardziej na Skinari- najbardziej wysunięty na północ przylądek wyspy. Dotarliśmy tutaj gdy już kompletnie zaczynało się zmierzchać. Znając stan greckich dróg postanowiliśmy wyruszyć w drogę do hotelu, co w nocy nie należało do takich najłatwiejszych :) Powrót zaplanowaliśmy wschodnią częścią wyspy. Czy udało się nam zobaczyć wszystko? W planach mieliśmy jeszcze zobaczenie plaży Xigia, która słynie ze swoich siarkowych ( i śmierdzących) możliwości. To innymi słowy małe, naturalne spa i dobry powód, by jeszcze kiedyś tu wrócić. Najwyższy czas zacząć grać w totka!



You May Also Like

0 komentarzy



Spodobał Ci się blog? Dodaj go do swoich ulubionych i odwiedź nasz fanpage na Facebooku :)