Podczas zakupowego szału na allegro, do swojego koszyka zakupów postanowiłam dorzucić jeszcze małą, bawełnianą myjkę do kąpieli. Nigdy wcześniej o niej nie czytałam, nie znałam ale, że z natury lubię próbować nowych rzeczy, a cena 1,95 była wręcz śmieszna, poszłam za hasłem "od przybytku głowa nie boli" i zaopatrzyłam się w nowy produkt.

Już tłumaczę cóż to za cudo. Otóż jest to wykonana ze 100 % bawełny myjka do kąpieli, która nie wyróżniałaby się nazbyt specjalnie, gdyby nie to, że skrywa w sobie zaszyte, maleńkie mydła o zapachu zielonej herbaty.  Na pierwszy rzut oka ani nie powalała, ani nie rozczarowała.... ot tak sobie, zwykła myjka...



 Podczas kąpieli myjka w miarę szybko zaczyna się pienić, mydełka zostawiają delikatny, dosyć ładny zapach i nie podrażniają skóry. Czy posiadają jakieś szczególne właściwości? Trudno powiedzieć, ani zbytnio nie wysuszają, ani nie nawilżają skóry.






Jedynym minusem ( nie wiem w sumie czy można nazwać to minusem) jest fakt, iż mydełka pod wpływem ciepła dosyć szybko się rozpływają, podejrzewam, że teraz w środku nie ma już pojedynczych mydełek, tylko jedna, jednolita  masa mydlana. Nie przeszkadza to wprawdzie w dalszym użytkowaniu, chociaż myjka traci w pewnym sensie swój miękki kształt.



Podsumowując,  nie są to pieniądze wyrzucone w błoto, ale Ameryki też nie dało się odkryć :) Myjka dobrze sprawdzi się na podróż, w którą nie chcemy pakować ze sobą masy żelów i myjek pod prysznic, bo w tym maleństwie mamy wszystko. Na plus zaliczam delikatny materiał, choć zwolennicy "szorstkich" gąbek nie będą raczej zadowoleni.



Jak tam przygotowania do świąt? Choinki ubrane? hihih ;) Żartuję, niech już wraca to słońce!