SŁOWA, KTÓRYCH WOLAŁABYM NIGDY NIE USŁYSZEĆ

by - 19:27:00



Jeśli miałabym opisać siebie w jednym, krótkim stwierdzeniu, zapewne wypaliłabym bez wahania: "chodząca z głową w chmurach"! Dużo w tym prawdy bo liczba marzeń ledwo mieści się w tej dość pojemnej, jak mi się wydaje głowie, a codziennie pojawiają się kolejne nowe. Żeby nie było tak różowo- też jestem tą marudzącą i płaczącą, bo wszystko chciałabym mieć na już. Jak każdego dopadają mnie dni pełne frustracji, bo chciałabym inaczej, a nie tak jak jest. Dzięki Bogu nie przysłaniają mi oczu i zwykle funkcjonuję normalnie, czyli pełna optymizmu. Robię wiele rzeczy i najczęściej wszystko naraz. Nie dziś to jutro- powoli dodreptam do celu.

Pamiętam jak dziś swój pierwszy dzień w liceum. Nowa szkoła, nowe możliwości...i  nowa ławka! W końcu z pierwszego rzędu przeniosłam się na "tyły". Nie trzeba tu chyba wspominać co to oznaczało, jak ktoś nie załapie to jest już stary dinozaur ;) Miło wspominam te czasy i z chęcią do nich wracam. Myślę wtedy o tym luzie i wolności , który mieliśmy- w końcu nie musieliśmy jeszcze pracować, a szkoła nie trwała przecież cały dzień. Do tego, nie da się ukryć, często wybieraliśmy sobie zajęcia, na których zechcieliśmy się pojawić :) Nauczyciele traktowali nas już bardziej dojrzale, czuliśmy , że możemy wszystko, a ograniczać mogła nas tylko nasza wyobraźnia.


JAK WAŻNE JEST TO, KOGO MIJASZ W ŻYCIU

Nigdy nie kryłam się ze swoimi marzeniami- a bo po co? Byłam pewna ich realizacji, więc kwestia powiedzenia ich na głos nie miała większego znaczenia. Podczas pierwszego dnia w liceum, stojąc u progu nowych możliwości, oświadczyłam jasno: Jestem Ola, jestem kreatywna, lubię malować,  lubię taniec i chcę zostać AKTORKĄ.  Wiecie, to nie były jakieś dziecięce marzenia. Pamiętam, że już na etapie wyboru gimnazjum razem z rodzicami rozważaliśmy wybór szkoły aktorskiej  w innym mieście, sprawdzaliśmy opcje mieszkania w bursie, itp.  Z różnych względów to się nie udało, ale ja już wtedy oczami wyobraźni widziałam się na deskach teatru. Dawno znałam kryteria przyjęć na studia i ewentualne kursy.
Nie wiem czemu tak się wtedy złożyło, bo każdy wspominał o tym kim chciałby być, ale ze wszystkich zawodów moja nauczycielka zapamiętała tylko te najśmielsze i najzabawniejsze i najmniej poważne- czyli moje. Z taką łatką utknęłam już do końca liceum. Zawsze sporo się wokół mnie działo, a na domiar złego, z powodu moich zajęć często opuszczałam szkołę, a gdy już pojawiałam się na zajęciach to ta sama nauczycielka witała mnie z honorami: "Oooo! Wróciła nasza gwiazda!!"
Nie żebym jej nie lubiła, lubiłam nawet bardzo. Lubiłam mimo kąśliwych komentarzy, bo gdzieś tam miałam swój rozum i wiedziałam, że ona chciała dla nas wszystkich jak najlepiej. Nie wiem czy tam we mnie wierzyła, na pewno wiedziała, że miałam w sobie zdolnego lenia, choć wyniki z rozszerzonych przedmiotów chyba wyjątkowo musiały ją zaskoczyć, bo ostatecznie leń wziął się do pracy i chyba nie zdążyła tego zarejestrować. Najbardziej ze wszystkich słów zapamiętam życzenia na zakończenie roku, w których nazwała mnie aktorką spalonego teatru. Idealne zakończenie liceum!


RZECZYWISTOŚĆ

Po maturze dopadła mnie rzeczywistość. Studia trzeba przecież jakoś opłacić, a żeby mieć czym to trzeba iść do pracy. Tak więc w lipcu podjęłam się swojej pierwszej pracy ( o wszystkich moich miejscach pracy przeczytacie tutaj ). Wtedy wydawało mi się, że lepsze od życia marzeniami będzie bycie dorosłym. Zmieniłam pomysł na studia, tryb dzienny zastąpiłam zaocznym i wylądowałam na kierunku, który miałby połączyć wszystkie te moje zainteresowania. Oczywiście studia lubiłam, co więcej, nawet zaskakująco dobrze sobie na nich radziłam. W tygodniu wyrabiałam plany sprzedażowe, w weekendy zaś próbowałam ogarnąć wszystkie egzaminy i zaliczenia. W ten sposób nauka szła w parze z pracą i jako magister, miałam już pewne doświadczenie w życiu. Czy słusznie? Oczywiście miało to swoje zalety, choć dzisiaj jestem zdania, że w życiu mamy dość czasu na pracę, gdybym tylko mogła wybrałabym tryb dzienny, by choć trochę poczuć klimat prawdziwego studiowania. Pracować i tak bym pewnie pracowała, ale na pewno nie na pełen etat.

DZIŚ

Miewam dni, kiedy myślę nad tym, co by było, gdybym w tamtych czasach miała nieco więcej determinacji. Co by było. gdybym wyłączyła tryb z " z tego co wypada i będzie właściwe" na " róbmy to, na co mamy ochotę i nie zważajmy na konsekwencje". Niesamowite jak wielkie wpływ mają na nas osoby, które nas otaczają. Jak wielki wpływ ma na nas otoczenie, w którym przebywamy. Bo wiecie, z mojego rocznika większość osób wybierało te "normalne" kierunki, albo zaczynało pracę w "normalnej" firmie. Jakby to wyglądało, gdyby Ola zamiast zająć się czymś pożytecznym wybrała sobie taki śmieszmy pomysł na życie?
Kto wie, może miałabym już na koncie rolę u św. Wajdy, może grałabym na deskach Słowackiego w Krakowie, a może tylko męczyłabym ludzi mięsnym jeżem w "Pamiętnikach?" Cóż, dziś pozostaje mi się tylko uśmiechnąć :)

P.S.: W psychologii o takim wpływie otoczenia mówi m.in konformizm- to tak gdybyście mieli ochotę nieco więcej o nim poczytać. Sorry, zboczenie ze studiów- musiałam dopisać :)

You May Also Like

0 komentarzy



Spodobał Ci się blog? Dodaj go do swoich ulubionych i odwiedź nasz fanpage na Facebooku :)